Prof. dr hab. n. med. Franciszek Kokot

Prezenty

W czasie kolacji siedzący obok Profesora Kokota inżynier, opowiadał o swoich dolegliwościach, narzekając przy tym na lekarzy, którzy nie chcą się nim zająć i przekazują go do coraz to innych specjalistów. Prof. Kokot wysłuchał owych narzekań, po czym powiedział:

– Panie inżynierze jest takie przysłowie łacińskie „Praesente medico nihil nocet”. Niektórzy tłumaczą to: „Prezenty lekarzowi nic nie szkodzą”.

Kolokwium

Pan Profesor wymaga, aby jego asystenci przedstawiali dokładny plan specjalizacji, wraz z terminami kolokwiów, które trzeba zdać przed kolejnym stażem w innych klinikach. Niestety, terminy te rzadko są dotrzymywane. Jeden z asystentów zobowiązał się zdać kolejne kolokwium do 30 września. W ostatniej dekadzie października, bardzo skruszony poszedł do Profesora, prosząc o „przepytanie”. Profesor chwilę pomyślał, po czym stwierdził:

– Proszę przyjść we wtorek.

Delikwent starał się delikatnie zwrócić uwagę, że wtorek to 1 listopada.

– Wiem – powiedział Profesor – ale ja będę w pracy.
Cóż było robić. Trzeba było przyjść na kolokwium we wtorek, 1 listopada. Profesor sięgnął po swój słynny zeszyt, popatrzył na zdającego i powiedział:

– Pan jest spóźniony 3 miesiące.

– Panie Profesorze – miesiąc. Miałem zdać 30 września, a dzisiaj jest 1 listopada.

– No właśnie – odparł Profesor, wyliczając kolejno na palcach – wrzesień, październik, listopad; dokładnie 3 miesiące. To był koniec dyskusji.

Reszta kolokwium potoczyła się, na szczęście, w bardziej zgodnej atmosferze.

Anegdoty związane z prof. dr hab. n. med. Franciszkiem Kokotem
Przytoczone przez prof. dr hab. n. med. Jana Duławę

Pobierz pełen tekst w formacie PDF

 

Dr n. med. Zygfryd Wawrzynek

WSPOMNIENIA PO PIĘĆDZIESIĘCIU LATACH 

Październik 1956 w Śląskiej Akademii Medycznej

Odwilż w Śląskiej Akademii Medycznej rozpoczęła się długo przed pożarem młodych serc polskiego października. Byliśmy pierwszymi studentami, którzy wkroczyli na drogę odnowy życia w Polsce. W lutym 1956 roku Nikita Chruszczow potępił zbrodnie i kult Stalina, w czerwcu robotnicy Poznania zbuntowali się przeciwko władzy ludowej, która czołgami nie po raz ostatni krwawo bunt stłumiła.

W lipcu i w sierpniu, na wczasach studenckich w Międzyzdrojach, na których zostałem wybrany starostą, rokitniccy studenci zorganizowali pierwsze wybory Miss Studentek oraz pochód przebierańców, pociągając za sobą innych młodych wczasowiczów i miejscową ludność. Na czele wieczornego pochodu maszerowałem w stroju Gandhiego z wypożyczoną kozą, a fantazyjnie przebrana młodzież studencka niosła duży transparent z napisem: „Niech żyje Związek Radziecki na własny koszt”. Jazzowa orkiestra przygrywając, a studenci wołając „Chodźcie z nami, chodźcie z nami”, zwiększała pochód do znacznych rozmiarów. Dotarliśmy w takim szyku na plac przed Domem Wczasowym za żółtymi firankami, bodajże „Błyskawica”, gdzie rozpalono ognisko i zaimprowizowano wieczór niedozwolonych dowcipów i zakazanych wówczas piosenek. Rozpoczęliśmy pieśnią „Płonie ognisko i szumią knieje” poprzez „Wojenko, wojenko”, „Do Bytomskich Strzelców”, „My pierwsza brygada” itp. do „Warszawianki” i zakończyliśmy „Rotą”. Międzyzdroje szalały. Zabawa i tańce na molo trwały do białego rana.

Za dwa dni pojawili się w Międzyzdrojach Stefan Olszowski, ówczesny przewodniczący Rady Naczelnej Zrzeszenia Studentów Polskich (ZSP) i jego zastępca Janusz Kolczyński. Po wysłuchaniu mojego radosnego sprawozdania z imprezy, wytłumaczeniu, że symbolika Gandhiego, transparent, śpiewy i dowcipy, również polityczne, spotkały się z gorącym przyjęciem wszystkich uczestników i widzów, po opowiedzeniu najlepszego dowcipu politycznego wieczoru, jak to zaaresztowano pijanego, który w ordynarny sposób chciał kupić portret Lenina, stojący w oknie wystawowym,

Pobierz pełen tekst w formacie PDF

 

Prof. dr hab. n. med. Waldemar Janiec

NIEZAPISANE W INDEKSIE 

Nasze studia w Śląskiej Akademii Medycznej w latach 1954–1961

Nasze studia niezapisane w indeksie, są to wartości przekazane nam przez naszych Profesorów. Nie były objęte programem nauczania, nie wchodziły w zakres ćwiczeń i nie podlegały egzaminom. Studia niezapisane w indeksie były wartością dodaną i stanowiły dla nas ważny element naszego wyszkolenia zawodowego. Nasza znajomość fizyki wyuczona przed studiami była teoretyczna, określona w dużej mierze wzorami, prawami Newtona, Faradaya i innych wielkich fizyków. Prof. Marian Puchalik ukazał nam piękno fizyki od strony praktycznej. Na podstawie przejazdu pociągu z Katowic do Zabrza, przez Chorzów, Rudę i Chebzie, w sposób praktyczny nauczył nas zasady ruchu jednostajnie przyspieszonego, oddziaływania mas i innych złożonych zasad fizyki. Jego asystent, mgr Andrzej Geisler, szybko nauczył nas właściwości dobrej wagi i zasad ważenia. Dobra waga, jak mawiał, „powinna być jak kobieta, dokładna, czuła, rzetelna i mieć długie ramiona”. Tę analogię mógł wypracować w okresie, kiedy oprócz studiowania fizyki zajmował się sztuką i występował w balecie w Teatrze Wielkim w Krakowie.

Pobierz pełen tekst w formacie PDF
Copyright © 2017. Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach